Czarna Fala to kawiarnia i palarnia w jednym. Ciekawe miejsce położone na terenie Fortu Mokotów.
Czarna Fala była kolejną kawiarnią, która odwiedziliśmy, wraz z Michałem, w pewną sobotę. Tak naprawdę była to dopiero moja druga wizyta w tym miejscu. Za pierwszym razem wpadłem tylko kupić ziarna - wówczas Kenia i Etiopia bardzo mi smakowały, a wystrój lokalu zrobił na mnie ogromne wrażenie. Właściwie idealnie trafiał w mój gust - choć Michał marudził na brak funkcjonalności. Ale w kawiarni, przynajmniej moim zdaniem, to nie wystrój jest najważniejszy, lecz kawa.
Palarnia i kawiarnia w jednym
Czarna Fala powstała w 2015 roku, aby zasilać świeżym i wysokiej jakości ziarnem dwie warszawskie kawiarnie - Filtry oraz Emesen. Kawiarnię na Mokotowie powołano do życia już w 2017. Chociaż może i nie jest zlokalizowana w okolicach centrum Warszawy, ale otoczenie Fortu Mokotów jest na tyle intrygujące, że warto wybrać się tam specjalnie.
Na miejscu, oprócz palety kaw mlecznych opartych na espresso, będziecie mieli możliwość spróbowania ziaren zaparzonych metodami przelewowymi. Niestety kawiarnia nie posiada AeroPressu. Dostaniecie też kanapki i ciasta, a w tygodniu będziecie mieli możliwość uraczenia się ciekawymi lunchami. Co zrozumiałe, podobnie jak w przypadku Java Coffee Pop-Up, Czarna Fala serwuje tylko kawy wypalone pod marką Czarna Fala :).
Kawa w Czarnej Fali
Po krótkim rekonesansie miejsca, z przerwą na zachwyt nad widocznym piecem do palenia, przeszliśmy do zamówienia. I tu pojawił się drobny problem - nie ma możliwości wybrania konkretnego ziarna do konkretnej metody. Do espresso i pod każdy przelew kawa jest z góry ustalona. Nie lubię ograniczeń, zwłaszcza takich, aczkolwiek mam świadomość, że wielu Klientów nie zwraca na to uwagi, a z drugiej strony taki sposób funkcjonowania znacząco ułatwia pracę. Skoro więc nie mieliśmy pola manewru to zamówiliśmy espresso (ziarna z Peru), kalitę na zimno (także Peru) oraz ziarna z Kolumbii zaparzone w V60. Na słodko wjechał kawałek brownie.
Zanim zabraliśmy się za apetycznie wyglądające brownie, na pierwszy rzut poszło espresso - bardzo owocowe. W aromacie i smaku delikatnie wyczuwalne były pomarańcze i brzoskwinie. Espresso było bardzo słodkie i delikatnie kwasowe, zupełnie pozbawione goryczki - bardzo dobre. Po długiej chwili oczekiwania otrzymaliśmy Peru z kality na lodzie. W aromacie delikatnie orzechowe, a w smaku dodatkowo wyczuwalne były aromaty jabłka. Im chłodniejsze tym bardziej jabłkowe. Napar był dość słodki, pozbawiony kwasowości i bardzo delikatnie goryczkowy (ale to chyba kwestia dorzucenia kostek lodu). Fajne i orzeźwiające ziarenka.
Na koniec, po kolejnej dłuższej chwili oczekiwania, otrzymaliśmy kawę z Kolumbii, przygotowanej w dripie od Hario. Niestety bardzo się zdziwiliśmy. Najpierw Michał spróbował raz, później drugi i trzeci.... i nic. Później moje próby i... nic. Pamiętajcie, że mistrzami sensoryki nie jesteśmy, nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy, ale jakoś sobie do tej pory radziliśmy. Niestety w tej kawie, poza odrobiną goryczy, nie znaleźliśmy nic. Kolumbia nam nie posmakowała.
Intrygujące miejsce
Czarna Fala znajduje się w rewelacyjnym miejscu - choć od centrum miasta jest daleko, to warto ich odwiedzić. Wystrój, jak i cała okolica, jest industrialny i prosty, ale moim zdaniem wręcz idealny. Mimo, że wnętrze jest ciekawe, to nie jest funkcjonalne - oprócz kilku wysokich stołów ze stołkami do siedzenia, jest jedna duża ława. Jeżeli sami sobie nie wyniesiemy leżaka, to na zewnątrz nie ma na czym usiąść. Tak naprawdę nie wiemy dla kogo to wnętrze zostało zaprojektowane, bo nie spotkaliśmy tam zabieganych osób, które z chęcią wybrałyby kawę przy wysokim stole zamiast na leżaku na zewnątrz - brakuje też miejsca dla osób, które chciałyby popracować z kawiarni. Fajnie, że w lokalu można coś zjeść na słodko i na słono, i że można na miejscu kupić ziarna. Niestety nie był to chyba najlepszy dzień dla obsługi. Na przelewy czekaliśmy bardzo długo, a bariści zupełnie nie mieli ochoty na rozmowy. Jeżeli chodzi zaś o samą kawę to mam trochę mieszane uczucia - z jednej strony świetne espresso i przelew z Peru, z drugiej bezbarwna Kolumbia. Biorąc jednak pod uwagę moje wcześniejsze, pozytywne doświadczenia z ziarnami od Czarnej Fali, być może sobotnia Kolumbia była po prostu wypadkiem przy pracy.
Chociaż nie jest to miejsce, które nas zachwyciło, to z pewnością będziemy do niego czasem wracać - napić się świeżo palonych ziaren i spędzić trochę czasu w bardzo przyjemnym otoczeniu.
S. i M.